... czyli coś niekrzepka ta rzepka.
Czy słyszeliście już o wcierce
Joanna Rzepa? Pewnie tak. Jest tania, łatwo dostępna, a na
dodatek ma wygodne opakowanie, wprost idealne dla kosmetyku o tym
przeznaczeniu. Jednak czy faktycznie utonęłyśmy w zachwytach?
Jeżeli macie ochotę dowiedzieć się jak sprawdziła się u nas,
koniecznie przeczytajcie ten post. W końcu, co dwie głowy to nie
jedna!
Na początek info od producenta:
PROBLEM:
Masz włosy przetłuszczające się, ze skłonnością do łupieżu i
wypadania? Szukasz skutecznego produktu, który pozwoli Ci
wzmocnić je i zmniejszyć ich przetłuszczanie, ale obawiasz się
zbyt intensywnego, charakterystycznego zapachu czarnej rzepy?
ROZWIĄZANIE:
Kuracja wzmacniająca Rzepa – zawiera bogaty zestaw aktywnych
czynników, takich jak ekstrakt z czarnej rzepy oraz inne
specjalnie wyselekcjonowane ekstrakty naturalne i składniki
energizujące, aby wzmacniać włosy i skutecznie zmniejszać
przetłuszczanie się skóry głowy. Specjalna formuła
neutralizuje charakterystyczny zapach czarnej rzepy i zwiększa
komfort stosowania.
Pojemność
/ Cena: 100 ml / ok. 8 pln
No i tradycyjnie czas na skład:
A teraz nasze recenzje:
Kto: Pola
Zużyłam: 1 opakowanie
Ile czasu stosowałam: ok. 5 tygodni co 3/4 dni
Aplikator: Na plus – dla tej
wodnistej wcierki to bezdyskusyjnie najpraktyczniejsze rozwiązanie.
Cienki dzióbek i mały otwór, z którego leci
płyn, są według mnie idealnym rozwiązaniem.
Sposób nakładania: Jak
zwykle - kilka przedziałków, wydzielonych za pomocą
grzebienia, na które
wylewałam płyn bezpośrednio z butelki, a następnie masaż całej
głowy opuszkami palców. Na głowę foliowy czepek i czapka - dla utrzymania ciepła. Ok. 4 godziny później mycie delikatnym szamponem Biały Jeleń, Kozie mleko (nasza recenzja LINK TU).
Pierwsze wrażenia: Opakowanie
jest przezroczyste, więc dokładnie widać ile płynu zużywamy –
super!, zapach – ok, choć to kwestia gustu. Mnie nie zmęczył,
ale stosowałam wcierkę co kilka dni. Podczas aplikacji czuć
alkohol, nie da się ukryć, że jest w składzie. Ja aplikacje
jednak określam jako szybką, łatwą i przyjemną.
Efekty: No i tutaj czas na złą
wiadomość. Podwójne rozczarowanie, bo zarówno efekty
krótko- i długotrwałe były delikatnie ujmując kiepskie.
Wypadanie włosów nie ustało na tyle, by czuć jakąkolwiek
satysfakcję z produktu. Było MINIMALNIE mniejsze, w skali miesiąca
wręcz niezauważalnie. Bez porównania z działaniem
kozieradki (sprawdź naszą recenzję kozieradki LINK TU). Nie
zauważyłam też nowych małych włosków, więc pod tym
względem kolejny fail (dzięki niektórym wcierkom,
mimo braku informacji na opakowaniu, widać pod tym względem
efekty). Niestety zmniejszonego przetłuszczania się włosów
też nie dane mi było zaobserwować. Słabo, prawda? To teraz czas
na najgorsze! Wcierka totalnie przesuszyła i zapchała mi skórę
skalpu. Przy linii włosów pojawiły się małe wypryski, a
już po kilku minutach od zmycia jej szamponem, fundowała mi
upierdliwą „swędziawkę” i co jakiś czas po prostu musiałam
się podrapać po głowie... no porażka.... Widać, ten produkt nie jest jednak tak uniwersalnym wybawcą dla każdej z nas, jak założyłam na początku. Ja też, zdaję się, nie
jestem tu wyjątkiem, o czym przeczytacie poniżej, w recenzji Gosi.
Kto: Gosia
Zużyłam: 1,5 opakowania
Ile czasu stosowałam: jedna trzytygodniowa i jedna dwutygodniowa kuracja
Aplikator: Świetny! Największy plus całej wcierki, idealny do aplikacji, choć mam wrażenie, że otwór jest trochę za duży, a płynu wylewa się więcej niż bym chciała, co wpływa na wydajność wcierki.
Sposób nakładania: Klasycznie, bezpośrednio na skórę głowy - przedziałek po przedziałku, na koniec krótki masaż. Co wieczór, na całą noc.
Pierwsze wrażenia: Dość pozytywne. Wygodny aplikator, przezroczysta butelka, dzięki czemu wiemy ile wcierki nam jeszcze zostało, tylko ten zapach... Niestety mimo intensywnego naperfumowania płynu, okropnie śmierdzi rzepą. Postanowiłam to jednak przecierpieć licząc na wspaniałe efekty
Efekty: Zacznę od plusów - jest to pierwsza wcierka, która przedłużyła mi świeżość włosów. Faktycznie przetłuszczały się trochę wolniej, jednak wciąż za szybko by rzadziej myć włosy. I na tym koniec plusów. Jeśli chodzi o ograniczenie wypadania, wydaje mi się, że podczas używania Rzepy było nawet wzmożone. Co prawda zauważyłam wysyp baby hair, jednak podejrzewam, że spowodowany był bardziej kuracją wewnętrzną biotebalem. Jednak prawdziwy wysyp po tej wcierce, to wysyp krost na skórze głowy! Któryś jej składnik musi mieć mocno komedogenne działanie, ponieważ w wielu miejscach na całym skalpie pojawiły mi się ropne wykwity! To jednak nie koniec. Skóra głowy była totalnie przesuszona (z czym walczę do dziś), pojawił się łupież, który ten produkt miał przecież zwalczać oraz uporczywe swędzenie, na które nie pomagał nawet sławny Cerkogel. Na dodatek zawartość alkoholu w spływającej po włosach wcierce, kompletnie je przesuszyło.Wielkie rozczarowanie...
Najlepszą sprawą po zużyciu tej
wcierki, jest to, że będzie można wykorzystać puste opakowanie do
wcierek domowej roboty i tych z mniej korzystnie zaprojektowaną
butelką. Jednak za tę cenę i poświęcony czas, to trochę mało,
bo przecież nie o butelkę tu w końcu chodzi, a o obietnice, które
umieścił na opakowaniu producent. Niestety, nie sprawdziła się nam ta wcierka i nie ma co oszukiwać, że jest inaczej.
Czy kupimy ponownie?: Nie
Jaką wcierkę polecamy? - Sprawdź recenzje kozieradki - LINK TU!
Pozdrawiamy,
P&G
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz